Świadectwo


„Miłość Cię nie opuści” czyli rozmowy z bratam. Sześcioletnia Zosia bardzo czekała na braciszka. Była dobrze przygotowana do roli starszej siostry. Wspólnie z nami przygotowywała kołyskę, kupowała drobiazgi, odświeżała swoje stare zabawki i ubranka… Wiedziała, że któregoś dnia mama pojedzie do szpitala, że jeżeli zdarzy się to zbyt wcześnie, to braciszek będzie w inkubatorze, trzeba będzie na niego poczekać. Jako starsza siostra planowała służyć rodzicom pomocą. Do jednego tylko nie była zupełnie przygotowana, do tego, że braciszek może ze szpitala nie wrócić, może odejść, pozostawiając rodzinę w wielkim smutku. Nie była przygotowana do tego, że będzie miała braciszka w niebie.

W naszej żałobie często zapominamy o dzieciach. Opłakując dzieci, które odeszły, zapominamy o tych, które z nami zostały. Sami pogrążeni w bólu, nie mamy już siły, by być dla nich wsparciem, czego tak bardzo potrzebują. Dla kilkuletniego dziecka, które dopiero zaczyna rozumieć, że życie na ziemi kończy się śmiercią, śmierć rodzeństwa jest czymś trudnym do przyjęcia. Dopiero co nasz kilkulatek pojął, że śmierć przychodzi, że nikt nie jest na ziemi na zawsze. Pocieszał się jednak, że śmierć przychodzi do starszych, że jest jakaś naturalna kolejność… że najpierw utraci dziadków, a potem – jak już dorośnie – rodziców. Śmierć rodzeństwa zaburza ten dopiero co odkryty przez dziecko porządek natury. Śmierć niespodziewana i niepojęta, która jest tak blisko i zabiera tych, na których czekaliśmy z utęsknieniem. Śmierć bezlitosna, która może zabrać każdego… Skoro zabrała maleńkiego braciszka, może też przecież zabrać mnie, mamę, tatę, każdego bez wyjątku, bez względu na wiek i „kolejność”.

Próbowaliśmy uciszać te budzące się lęki i niepokoje, tłumaczyć, że śmierć nie jest końcem. Tyle że w obliczu ogromu naszego smutku te wytłumaczenia pewnie nie brzmiały zbyt przekonująco. Wtedy przyszło inne pocieszenie, niepojęte dla nas, z innego porządku, będące również dla nas wielką łaską i pokazujące nam, jak wielkim darem jest nasze dziecko oraz co to znaczy, być „jak dziecko” wobec Boga.

Kilka dni po śmierci Jasia, jeszcze przed pożegnaniem na cmentarzu, Zosia zaczęła nam mówić o rozmowach z Jasiem. Trochę nas drażniła jej dziecięca radość, która wytryskała co jakiś czas pośród panującego w domu smutku i żałoby. Jej dziecięca energia była jakby nie na miejscu. Dziecko nie potrafi cały czas pozostawać w smutku. Nasza Zosia miała jednak też swoje własne źródła pocieszenia i swoją pewność, że Jaś żyje, że ma braciszka, tylko nie tutaj, miała powody do radości. Zszokowała nas, mówiąc, że jest coś dobrego w tym, że braciszek umarł, bo gdyby był tutaj jako „dzidzia”, tylko by płakał, a tak – można już z nim rozmawiać. Chwilę rozmowy przychodziły wieczorem. Kilka razy Zosia budziła nas o świcie, chcąc nam cos powiedzieć, prosząc o pomoc w zapisaniu kliku słów, przekazanych przez Jasia. Koślawymi literkami sześciolatka, z błędami ortograficznymi, z wielkim trudem zapisywała te słowa w swoim małym notesiku. Obok rysowała aniołki, gwiazdki, serduszka… Miała silne poczucie, że nie może nic zapomnieć, że przekazane słowa musi oddać dokładnie. Mówiła, że braciszek ma piękny głos, wysoki i „śpiewny jak gitara”, że wita ją zawsze słowami „Kocham Cię”.

Pierwsze pocieszenie przyszło ze słowami: „Nie martw się o mnie. Jestem z mamą Maryją”. Potem usłyszeliśmy, że „Miłość Cię nie opuści”. Czy niespełna sześciolatek może sam stworzyć takie zdanie? Czy sześciolatek wie, że to Bóg jest miłością? Potem usłyszeliśmy jeszcze, że „Twoje rany zagoją się szybciej niż myślisz”. Tak abstrakcyjne zdanie w ustach przedszkolaka? Tylko że nasza Zosia była przekonana, że chodzi o małe zadrapanie na jej rączce… Jeszcze kilka razy głos wracał, aż mała w pełni odzyskała równowagę psychiczną i dziecięcą radość.

W najtrudniejszych chwilach żałoby mała Zosia, przepełniona mocą Ducha, była dla nas ogromnym wsparciem. Kiedy jechaliśmy na pogrzeb, tłumaczyła nam, żebyśmy się tak nie smucili, bo Jaś przecież żyje. Teraz, po pół roku od śmierci brata, niezmiennie poprawia osoby, które mówią, że nie ma rodzeństwa. Przecież ona ma braciszka w niebie – tłumaczy. Mamy nadzieję, że będzie ją wspierał, nawet gdy nas nie będzie już obok. Ale mamy również nadzieję, że Zosia będzie też jeszcze miała rodzeństwo tutaj, na ziemi.

Katarzyna