Święci Ludwik i Zelia Martin


beatyfikacja: 19.10.2008 r.

kanonizacja: 18.10.2015 r.

wspomnienie liturgiczne 12 lipca

Święci Zelia i Ludik Martin

Jan Paweł II 26 marca 1994 r. ogłosił heroiczność cnót Zelii i Ludwika Martin, rodziców świętej Tereski, co stanowiło zamknięcie pierwszego etapu ewentualnej beatyfikacji. Odtąd przysługiwał im tytuł „Sługi Boże”. Z pewnością nie był przypadkiem fakt, iż miało to miejsce w Roku Rodziny. Wiemy, jak wielkim pragnieniem Papieża była kanonizacja pary małżeńskiej, aby widocznym stało się, że powszechne wezwanie do świętości może w całej pełni urzeczywistnić się w małżeństwie.

19 października 2008 – w Światowy Dzień Misyjny w Bazylice świętej Teresy w Lisieux, ich wspólnej beatyfikacji dokonał legat papieski, kardynał Jose Saraiva Martins.

18 października 2015 – na zakończenie Zwyczajnego Synodu na temat rodziny, ich wspólnej kanonizacji dokonał Ojciec Święty Franciszek.

Zelia Guérin i Ludwik Martin przyjęli sakrament małżeństwa13 lipca 1858 r. w Alençon. Obydwoje myśleli wcześniej o życiu zakonnym oraz o ideale dziewictwa. Podczas pierwszych miesięcy żyli w małżeństwie jak brat z siostrą. Zrezygnowali z tej drogi dopiero pod wpływem roztropnych rad spowiednika. Ostatecznie Pan Bóg obdarzył ich dziewięciorgiem dzieci: siedmioma córkami i dwoma synami. Zelia modliła się za nie: „Panie, daj nam dużo dzieci i niech wszystkie będą Tobie poświęcone.” Jakże wysłuchana została ta modlitwa!

W życiu tego chrześcijańskiego małżeństwa nie było nic niezwykłego. Było ono proste i całkowicie ukierunkowane na Boga, który stanowił jego centrum: codzienna Msza święta, nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa, przynależność do różnych religijnych stowarzyszeń. Łączyła ich głęboka miłość: „chciałabym czym prędzej być przy tobie, mój kochany Ludwiku – pisała Zelia z podróży – Kocham Cię z całego serca i czuję, że podwaja się jeszcze moje uczucie przez to pozbawienie się Twojej obecności.” Stanowili harmonijne uzupełnienie siebie, wspólnie podejmowali ważne decyzje w sprawach prowadzenia domu oraz interesów. Byli hojni w udzielaniu pomocy ludziom ubogim i nieszczęśliwym.

Na małżonków padł cień śmierci dwóch maleńkich synów i dwóch córeczek. Leonia, jedna z ich córek, objawiła bardzo trudny charakter i była dla nich powodem wielu zmartwień. W niczym nie zmieniło to jednak ufności jej rodziców, którzy podwajali modlitwy w jej intencji: „Kiedy widzę, że staje się coraz trudniejsza, tym mocniej jestem przekonana, że dobry Bóg nie dopuści, byś taka została. Będę tak prosić, aż się wreszcie da ubłagać”.

Wiecej: http://www.karmel.pl/hagiografia/rodzice/index.php


Martin Ludwik Józef Alojzy Stanisław (22.08.1823-29.07.1894)
Urodzony w Bordeaux (departament Gironde). Dzieciństwo spędził w Awinionie, Strasburgu, następnie w Alençon (1830). Myśli o życiu zakonnym; w 1843 roku odbywa próbę w klasztorze augustianów na Wielkiej Przełęczy Świętego Bernarda, lecz nie zostaje przyjęty z powodu braku znajomości łaciny. Kupuje zakład zegarmistrzowski w Alençon (1850), poślubia Zelię Guérin (13.07.1858). Mają dziewięcioro dzieci, z których czworo umiera we wczesnym dzieciństwie. Po owdowieniu (28.08.1877), przenosi się wraz z córkami do posiadłości Buissonnets w Lisieux (30.11.1877). Pierwszy atak paraliżu w 1887, występują objawy sklerozy mózgu (wg ówczesnego rozpoznania) wymagające umieszczenia go 12.02.1889 w zakładzie opiekuńczym Dobrego Zbawiciela w Caen, w którym pozostaje trzy lata. Wraca do Alençon (10.05.1892), gdzie opiekuje się nim Celina. Umiera w La Musse (departament Eure) u swego szwagra Izydora w czasie wakacji letnich.

Martin Zelia (Azelia Maria) (23.12.1831-28.08.1877) 

Marie-Azélie Guérin urodziła się w Saint-Denis-sur-Sarthon we Francji jako drugie dziecko Izydora Guérin i Louise-Jeanne Mace. Miała starszą siostrę Marie-Louise, która została zakonnicą i młodszego brata, Izydora, z zawodu farmaceutę.
Zelia chciała wstąpić do zakonu Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, ale nie została do niego przyjęta ze względu na problemy z oddychaniem i nawracające bóle głowy. Później zdecydowała się zostać koronkarką. W 1858 poznała zegarmistrza Ludwika Martin, z którym wzięła ślub trzy miesiące później. Zelia Martin zmarła na raka piersi 28 sierpnia 1877 w Alençon.


Zelia i Ludwik Martin to rodzice św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Mówiła o swoich rodzicach:

„bardziej byli godni nieba niż ziemi”.


Nadzwyczajna codzienność
Maciej Jaworski OCD

Odkrywanie powołania

Ludwik i Zelia jako młodzi ludzie i zwyczajni chrześcijanie przeżywają, każdy na swój sposób, trudny proces szczerej konfrontacji osobistych pragnień z wolą Bożą. Odkrywają własne pragnienia i chcą je realizować. Nic bardziej zwyczajnego. A jednak… Nie pragnienie jest wykładnią w odkryciu powołania, ale wolna odpowiedź w pragnieniu na wolę Bożą.

Młodzieniec uwielbiający podróże i poznawanie nieznanego odkrywa klasztor, chyba najpiękniej położony w Europie, gdzie pragnie wstąpić i oddać życie Bogu. Klasztor Kanoników św. Augustyna na przełęczy św. Bernarda: na południe widok słynnej włoskiej doliny Aosty, po stronie szwajcarskiej równie znany kanton Yalais, natomiast strona francuska to najwyższe partie Alp. Wydawałoby się może, że to tylko romantyczne zauroczenie miłośnika przyrody i przygód – ale chyba jednak coś więcej. Po rozmowie wstępnej z przeorem owego klasztoru młodzieniec dowiaduje się, że jego poziom znajomości łaciny nie wystarcza do rozpoczęcia formacji. Po powrocie do domu w północnej Francji Ludwik angażuje się z całego serca w realizację pragnienia. Opłaca drogie, jak na jego warunki finansowe, korepetycje z łaciny. Ślady faktur zachowały się w dokumentacji archiwalnej; były to znaczące sumy. Realizację swego pragnienia przypłaca nawet zdrowiem. Przeciwności naturalne, w których Ludwik odkrywa wolę Bożą, kierują go inną drogą. Angażuje się więc w doskonalenie swojej profesji i staje się ekspertem w swoim zegarmistrzowskim fachu. Śladem pragnienia życia w samotności i ukryciu będzie później tzw. pawilon (dziś nazwalibyśmy go domkiem działkowym), gdzie Ludwik jako ojciec wielodzietnej rodziny lubi się od czasu do czasu ukryć i modlić w samotności.

Również młodziutka Zelia odkrywa pragnienie pójścia za głosem powołania zakonnego. Odpowiedzią jest tajemnicza odmowa ze strony przełożonej bez podania argumentów. Z pewnością nie chodziło o posag, bo na to rodzina była już przygotowana. Po prostu usłyszała, że „nie jest to droga dla niej”. Pokornie przyjmuje to w duchu wiary. Nie buntuje się, ale ze wszystkich sił angażuje w doskonalenie umiejętności zawodowych i staje się mistrzynią haftu. Marzy o licznym potomstwie i czeka. Nie wpada w pułapkę presji czasu i zamążpójścia „na siłę”. Zwyczajnie czeka, by w pewnym momencie, w wieku 27 lat, wyraźnie z łaski Bożej, nadzwyczajnie znaleźć. Idąc przez most w kierunku centrum miasta Alençon – widzi i słyszy. Widzi mężczyznę, a słyszy głos natchnienia Bożego: ,Jo jest ten mężczyzna”. Zwyczajnie czeka, by nadzwyczajnie znaleźć, zakochana i wierna aż do śmierci mężczyźnie spotkanemu na moście.

To, co zwyczajne w tej historii, to tęsknota młodych ludzi, aby iść za głosem swoich pragnień. Podejmują nawet w tym kierunku konkretne decyzje. To natomiast, co nadzwyczajne, to fakt, że jednak poddają się woli Bożej, która nie idzie po naturalnej linii ich pragnień. Realizowanie powołania to bowiem nie tyle realizowanie swoich pragnień, ile pójście za odkrytą w wolności wolą Bożą.

Czułość małżeńska

Po latach małżeństwa Zelia w listach do przyjaciółek zachwyca się swoim mężem. Przeżyli wspólnie 22 lata. W jednym z listów pisze tak: „Jestem wciąż z Ludwikiem bardzo szczęśliwa, on mi osładza całe życie. Mój mąż jest świętym człowiekiem, życzę takiego wszystkim kobietom”.

Autentyczna wzajemna miłość, która rozpaliła ich serca, bazowała na szczerej przyjaźni i wierze. Widzimy u młodych małżonków przedziwną tajemnicę. Przez dziewięć miesięcy od ślubu nie podejmują małżeńskiego współżycia, co dzisiaj wydaje się nam dziwactwem, dla nich natomiast było etapem budowania małżeńskiej przyjaźni. Spróbujmy w tym, co dziś wydaje się tak niezrozumiałe, zobaczyć ich szczerą próbę dorastania do cielesności i płodności. Czyż nie jest symboliczny ten okres dziewięciu miesięcy czystości, który stał się doświadczeniem nader płodnym w przyszłości? Ale zastanawiająca jest też ich otwartość i zaufanie do mądrości Kościoła. Pozostawiają swe osobiste przekonania i po raz kolejny otwierają się na wolę Bożą. I jakież to owocne otwarcie…

Gdy w ubiegłym roku w przeddzień beatyfikacji państwa Martin odprawiałem Eucharystię w kościele w Alençon, gdzie proboszczem byt kapłan, który kiedyś pomógł młodym małżonkom dojrzewać do miłości fizycznej i płodności, wraz z pielgrzymami zadawaliśmy sobie właśnie te pytania: o miejsce czystości w życiu małżeńskim, ale także o konieczność kierownictwa duchowego. Modliliśmy się przed figurą Matki Bożej Zwycięskiej – gdzie Ludwik błagał o zdrowie dla Zelii – o mądrych kapłanów, którzy będą chcieli pomagać młodym małżonkom mądrze przeżywać miłość.

To właśnie w ich ulubionej świątyni Ewangelia dnia mówiła nam o posłaniu w świat uczniów „po dwóch”. Po raz pierwszy zobaczyłem wtedy nowe światło płynące z tej Ewangelii: być posłanym po dwóch, parami, to przecież również powołanie małżeńskie. Czuły związek małżonków Martin to wspólna misja, a nie indywidualizm na spółkę.

Wspólne interesy

Wspólnota małżeńska to również praca i pieniądze. W domu Martin widzimy z jednej strony ich odrębność, a z drugiej – wspólnotę interesu. Każde z nich prowadziło swój interes, ale nie miało to nic wspólnego z odrębnością majątkową. Pracowali w takich dziedzinach, w jakich byli mistrzami. Ludwik – w zegarmistrzostwie i jubilerstwie; Zelia – w koronkarstwie. Gdy jednak Zelia z powodów zdrowotnych i przemęczenia prowadzeniem domu z gromadką dzieci nie daje już rady, Ludwik rezygnuje z części swojej kariery jubilerskiej i podtrzymuje żonę w biznesie koronkarskim. Pracowitość i rzetelność były znakiem firmowym domu Martin. Nigdy też nie zalegali z wypłatami dla pracowników swoich firm i wynagradzali ich godziwie. Żelazną zasadą było również respektowanie dnia świętego. Choć konkurencja nie spała i Ludwik wiele tracił, nie otworzył nigdy swego sklepu w niedzielę; paradoksalnie, dorobili się niemałej fortuny.

W dniu ich beatyfikacji Kościół czytał Ewangelię o tym, jak Jezus mówił uczniom, aby to, co Cezara, oddawali Cezarowi, a to, co boskie – Bogu. Wspólne życie rodziny Martin było żywym komentarzem do tej Ewangelii.

Wizja globalna, miłość lokalna Rodzina Martin to rodzina z horyzontami przekraczającymi małe miasteczko Alençon. Ojciec podróżuje. Znajomi i krewni w Paryżu. Nawet interesy koronkarskie dzięki paryskim znajomościom udaje się prowadzić w wielkiej stolicy ówczesnego świata. Rodzinne wakacyjne wyjazdy, pielgrzymki krajowe i zagraniczne. A jednak nie są to kosmopolici, bo z drugiej strony są zakorzenieni w swoim miasteczku, w gronie przyjaciół, w lokalnym życiu.

Angażują się nie tylko w pomoc misjom, czyli Kościołowi uniwersalnemu, szczególnie w Afryce i Azji (przekazywanie znacznych sum na te cele, jak i prenumerata misyjnych czasopism), lecz są też otwarci na biedę w sąsiedztwie. Po Mszy świętej porannej o 5.30 niejednokrotnie przyprowadzali do domu żebraków, by ich nakarmić, umyć i ubrać. Nie wystarczał im grosik rzucony na odczepne ubogiemu pod kościołem. Pewnego razu – wspomina jedna z córek – gdy jeden z żebraków wychodził z domu najedzony i przyodziany, tato Ludwik poprosił dziewczynki, by przed tym człowiekiem uklękły, i wszyscy poprosili o błogosławieństwo. Nie potrafię sobie wyobrazić, kto był tym gestem bardziej zaszokowany. Błogosławiący żebrak czy dziewczynki z dobrego domu??? To nie tylko zwykła filantropia, ale głęboka miłość ubogiego. W żebraku dostrzec obraz Chrystusa – to po prostu Ewangelia.

Państwo Martin nie wpadli w pułapkę kochania wszystkich na świecie i zarazem nikogo konkretnie. Oni ogarniali świat globalnie, ale kochali lokalnie.

Otwartość na życie

Łatwo uciec w abstrakcyjną ideę kochania wszystkich dzieci na świecie, będąc jednocześnie sterylnym z wyboru, by nie brudzić sobie rąk czy nie psuć młodości. Wyrazem wolności Zelii i Ludwika Martin od tej iluzji ogólnej, abstrakcyjnej miłości było ich otwarcie na życie. To też wyraz hojności. Ich hojność, znana i uznana, nie przejawiała się tylko w dawaniu, ale i w przyjmowaniu, w szczególności w przyjmowaniu życia. Przyjąć dziewięcioro dzieci – to brzmi dzisiaj wyraziście. Może w ich epoce nie było to aż tak szczególne jak dziś, ale jednak nie powinniśmy spłycać tego faktu, patrząc na niego z perspektywy domniemanej wyższości kulturowej naszych czasów.

Dla rodziców Martin przyjęcie kolejnego poczętego życia było nie tylko obowiązkiem dobrze ukształtowanego chrześcijańskiego sumienia, ale autentyczną radością, choć z obecnym w niej widocznym lękiem. Realizm tej głębokiej radości widzimy w lęku o życie, zdrowie i przyszłość poczętego dziecka. Kolejne dziecko to kolejne rodzące się pragnienie rodzicielskie i związane z nim marzenia. Dziś nazwalibyśmy to aspiracjami rodziców. U państwa Martin dostrzegam jednak wyraźnie pragnienia, nie aspiracje, a to zdecydowanie nie to samo. Najbardziej znanym ich życzeniem jest urodzenie chłopca, by mógł zostać kapłanem-misjonarzem. Ta głęboka tęsknota ukazuje głębię rodzicielskich serc. Rodzice chcą uczestniczyć w misji zbawiania świata. Czegóż głębszego można pragnąć? To nie to samo, co aspiracje, by syn został wziętym prawnikiem, a rodzice spełnili się ambicjonalnie. Marzyli o misjonarzu, a doczekali się Patronki Misji. Cóż za hojność!

I znowu zwyczajność rodzinnych wydarzeń przeżywana nadzwyczajnie ukazuje nam kierunek, w którym należy szukać świętości. Nie w ucieczce od codzienności i zwyczajności, ale w jej pogłębianiu. Życzę owocnych poszukiwań.

Beatyfikacja i kanonizacja
26 marca 1994 papież Jan Paweł II uznał heroiczność cnót sług bożych Zelii i Ludwika Martinów. 19 października 2008 w Bazylice świętej Teresy w Lisieux, ich wspólnejbeatyfikacji dokonał legat papieski, kardynał Jose Saraiva Martins.
18 marca 2015 papież Franciszek wydał dekret w sprawie cudu za wstawiennictwem bł. Marii Zelii Martin i jej męża Ludwika Martina. Cudem tym, jak poinformowała Stolica Apostolska, jest zatwierdzone przez lekarzy i teologów z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych i niewytłumaczalne z punktu widzenia medycznego, uzdrowienia dziecka z Hiszpanii. 27 czerwca 2015 w Watykanie odbył się konsystorz nadzwyczajny na którym papież Franciszek wyznaczył 18 października 2015 jako dzień w którym Maria Zelia Martin i jej mąż oraz dwoje innych błogosławionych zostaną ogłoszonymi świętymi Kościoła katolickiego. Tego dnia, podczas trwającego synodu biskupów na temat rodziny, papież Franciszek dokonał kanonizacji bł. Marii Zelii Martin i jej męża Ludwika oraz bł. Wincentego Grossiego i bł. Marii od Niepokalanego Poczęcia

Źródło: http://pawelloo71.bloog.pl/id,351793168,title,Swieci-malzonkowie-Rodzice-Malej-Tereski,index.html?smoybbtticaid=615dc0


Homilia Franciszka w czasie Mszy św., w czasie której kanonizowani zostali małżonkowie Ludwik i Maria Zelia Martin oraz Wincenty Grossi i Maria od Niepokalanego Poczęcia, 18 października 2015 r. w 29 niedzielę zwykłą.

Czytania biblijne ukazują nam dziś temat posługi i wzywają nas do pójścia za Jezusem na drodze pokory i krzyża.

Prorok Izajasz przedstawia postać Sługi Pana (53,10 – 11) i Jego misję zbawienia. Jest to postać, która nie chwali się znamienitymi genealogiami, jest pogardzana, odrzucana przez wszystkich, doświadczona w cierpieniu. Jest kimś, komu nie są przypisywane wspaniałe dzieła ani słynne przemówienia, ale kto wypełnia plan Boga przez pokorną i cichą obecność oraz poprzez swe cierpienie. Jego misja dokonuje się bowiem poprzez cierpienie, które pozwala Jemu zrozumieć cierpiących, nieść ciężar win innych ludzi i je odkupić. Marginalizacja i cierpienia Sługi Pańskiego, trwające aż do śmierci, okazują się owocne do tego stopnia, że są odkupieńcze i zbawiają wielu.

Jezus jest Sługą Pana: Jego życie i śmierć będące w całości służbą (por. Flp 2,7), były przyczyną naszego zbawienia i pojednania ludzkości z Bogiem. Kerygmat, serce Ewangelii potwierdza, że w Jego śmierci i zmartwychwstaniu wypełniły się proroctwa o Słudze Pana. Relacja świętego Marka opisuje scenę, jak Jezus borykał się z uczniami Jakubem i Janem, którzy – wspierani przez matkę – chcieli zasiąść po Jego prawej i lewej stronie w królestwie Bożym (Mk 10,37), domagając miejsc honorowych, zgodnie ze ich hierarchiczną wizją samego królestwa. Ich perspektywa okazuje się stale jeszcze zanieczyszczona przez marzenia o realizacji doczesnej. Jezus zatem daje pierwszy „wielki wstrząs” tym przekonaniom uczniów przypominając swoją pielgrzymkę na tej ziemi: „Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie… nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało przygotowane” (w. 39-40). Poprzez obraz kielicha zapewnia On dwom uczniom możliwość dogłębnego włączenia w Jego przeznaczenie cierpienia, nie zapewniając im jednak upragnionych miejsc honorowych. Jego odpowiedź jest zaproszeniem, by pójść za Nim drogą miłości i służby, odrzucając światową pokusę chęci zajmowania pierwszego miejsca i rozkazywania innym.

W obliczu ludzi usilnie starających się o zyskanie władzy i sukcesu, o to, by być zauważonym, wobec ludzi szukających uznania dla swoich zasług, dla swej pracy, uczniowie są wezwani, aby czynić coś przeciwnego. Dlatego ich przestrzega: „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym” (w. 42-44). Tymi słowami wskazuje na służbę jako styl władzy we wspólnocie chrześcijańskiej. Ten, kto służy innym i naprawdę nie ma prestiżu, wypełnia w Kościele władzę rzeczywistą. Jezus zachęca nas do zmiany naszej mentalność i przejścia od żądzy władzy do radości zanikania i służby; do wykorzenienia instynktu panowania nad innymi i do realizacji cnoty pokory.

Przedstawiwszy wzór, którego nie należy naśladować Jezus daje siebie samego jako ideał, do którego należy się odwoływać. W postawie Mistrza wspólnota znajdzie motywację nowej perspektywy życia: „Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (w 45.). W tradycji biblijnej Syn Człowieczy jest tym, który otrzymuje od Boga „panowanie, chwałę i władzę królewską” (Dn 7,14). Jezus napełnia ten obraz nowym sensem i wyjaśnia, że ma On władzę, jako sługa, chwałę, jako zdolny do uniżenia, władzę królewską jako gotowy do całkowitego ofiarowania swego życia. I rzeczywiście poprzez swoją mękę i śmierć, przez które zyskuje ostatnie miejsce, osiąga największą wielkość w służbie i czyni z niej dar dla swego Kościoła.

Msza święta kanonizacyjna

Nie da się pogodzić sposobu rozumienia władzy według kryteriów światowych z pokorną służbą, która powinna charakteryzować władzę zgodnie z nauczaniem i przykładem Jezusa. Nie da się pogodzić ambicji, karierowiczostwa i naśladowania Chrystusa; nie da się pogodzić zaszczytów, sukcesu, sławy, triumfów doczesnych z logiką Chrystusa ukrzyżowanego. Istnieje natomiast zgodność między Jezusem, „doświadczonym w cierpieniu” a naszym cierpieniem. Przypomina nam o tym List do Hebrajczyków, który przedstawia Chrystusa jako najwyższego kapłana dzielącego naszą ludzką kondycję we wszystkim oprócz grzechu: „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (4,15). Jezus sprawuje w istocie kapłaństwo miłosierdzia i współczucia. Miał bezpośrednie doświadczenie naszych trudności, zna od wewnątrz naszą ludzką kondycję; to, że nie  doświadczył grzechu nie stanowi dla Niego przeszkody w zrozumieniu grzeszników. Jego chwała nie jest chwałą ambicji i pragnienia panowania, ale to chwała miłowania ludzi, przyjęcia i dzielenia ich słabości i obdarzenia ich łaską uzdrawiającą, towarzyszenie z nieskończoną czułością, towarzyszenie ich męczącej pielgrzymce.

Każdy z nas, jako ochrzczony uczestniczy ze swej strony w kapłaństwie Chrystusa. Wierni świeccy w kapłaństwie powszechnym, duchowni w kapłaństwie posługi. Dlatego wszyscy możemy otrzymać miłość, która płynie z Jego otwartego serca, zarówno dla nas samych jak i dla innych: stając się „kanałami” Jego miłości, Jego miłosierdzia, szczególnie wobec tych, którzy pogrążeni są w bólu, udręce, zniechęceniu i samotności.

Ci, którzy zostali dziś ogłoszeni świętymi niezmiennie służyli braciom z niezwykłą pokorą i miłością, naśladując w ten sposób Boskiego Nauczyciela. Święty Wincenty Grossi był gorliwym proboszczem, zawsze wrażliwym na potrzeby swych parafian, zwłaszcza na kruchość młodzieży. Dla wszystkich gorliwie łamał chleb Słowa i stał się Miłosiernym Samarytaninem dla najbardziej potrzebujących.

Święta Maria od Niepokalanego Poczęcia, czerpiąc ze źródeł modlitwy i kontemplacji, osobiście świadczyła z wielką pokorą posługę ostatnim, otaczając szczególną troską dzieci ubogich i osoby chore.

Święci małżonkowie Ludwik Martin i Maria Zelia z domu Guérin świadczyli posługę chrześcijańską w rodzinie chrześcijańskiej, budując dzień po dniu środowisko pełne wiary i miłości. W tym klimacie zrodziły się powołania ich  córek, w tym świętej Teresy od Dzieciątka Jezus.

Świetlane świadectwo tych nowych świętych zachęca nas do wytrwania na drodze radosnej służby braciom, ufając w pomoc Boga i macierzyńską opiekę Maryi. Z nieba czuwają teraz nad nami i wspierają nas swoim możnym wstawiennictwem.

Źródło: http://w2.vatican.va/content/francesco/pl/homilies/2015/documents/papa-francesco_20151018_omelia-canonizzazioni.htm