Jakie są zadania doradcy życia rodzinnego? Jak można nim zostać? Jak nastawieni są narzeczeni do naturalnej metody planowania rodziny?
Rozmowę przeprowadziła Karolina Bieniek, absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz nowych mediów (UAM). Czyta, pisze, recenzuje książki i prowadzi naszego TikToka. Jej pasją są ludzie z pasją.
Czym zajmuje się doradca życia rodzinnego?
Główne zadanie doradcy życia rodzinnego to spotykanie się z narzeczonymi przed ślubem. Najczęściej kontaktują się z nami narzeczeni z parafii. Czasami zdarza się też, że przychodzi do nas ktoś spoza niej, kiedy na przykład nie ma doradcy w innej parafii. Na spotkaniach jesteśmy obecni ja z mężem jako doradcy oraz para, która ma wyznaczony termin ślubu. W sumie spotykamy się z nimi trzy razy w odstępach trzech lub czterech tygodni, ponieważ taki czas jest potrzebny na zrealizowanie zadania domowego, które im zadajemy. Zachęcamy ich do tego, żeby spróbowali na sobie metody objawowo-termicznej profesora Rötzera, której uczymy – wyjaśniamy narzeczonym, jak to wygląda oraz prosimy narzeczoną i narzeczonego, żeby jej spróbowali. Dlatego czas tych trzech lub czterech tygodni jest dosyć ważny. Ponadto w naszej diecezji pelpińskiej, gdzie jesteśmy doradcami, prowadzimy wykłady o naturalnych metodach rozpoznawania płodności podczas weekendów dla narzeczonych, w trakcie których narzeczeni pozyskują zaświadczenie nauk przedmałżeńskich.
Jak można zostać takim doradcą? Trzeba ukończyć jakiś kurs?
Doradcą można zostać po ukończeniu kursu przygotowującego. Ten kurs najczęściej prowadzi diecezjalna para lub diecezjalny doradca życia rodzinnego. Kiedy mi to zaproponowano, byłam dość zdystansowana do tego pomysłu, ponieważ byłam wtedy na drugim roku studiów i dopiero co wyszłam za mojego męża. Chciałam wtedy bardziej skupić się na edukacji. A taki kurs trwał przez szesnaście sobót oraz odbywał się godzinę drogi od naszego miejsca zamieszkania. Ponadto, ze względu na święta, rozłożył się jeszcze bardziej w czasie. Ale dziś jestem wdzięczna, że się na to zgodziliśmy za namową księdza. My też byliśmy taką parą, która już znała tę metodę. Ale na kursie były też pary, które zaczynały dopiero swoją drogę z nią. Ostatecznie wszyscy zostaliśmy doradcami i z powodzeniem spotykamy się z narzeczonymi. Bardziej jest to więc taki styl życia – jeśli chcemy powiedzieć temu „tak”, chcemy zrobić coś świetnego i bardzo ubogacającego dla naszego małżeństwa, to nie jest to trudne.
Zdarza się, że para przychodzi do Was z myślą, że czeka ją rozmowa o związku?
Spotykaliśmy się z takimi sytuacjami, że po przedstawieniu się jeden z narzeczonych zapytał, o czym będziemy rozmawiać, czy o tym, jak dobrze żyć w małżeństwie. My jednak nie udzielamy żadnych związkowych rad, a bardziej chcemy proponować narzeczonym metodę, która uzdalnia nas do tego, by żyć w pełni szczęścia w małżeństwie. Mówimy bardzo dużo o współżyciu, o tym, jak ważna jest ta sfera i jak fajnie ta metoda na nią działa, jak to uzdalnia nas do życia razem z Panem Bogiem nawet w tej sferze intymnej.
Zdarzają się pary, które są negatywnie nastawione do tej metody?
Na pewno większość z nich nastawiona jest z dystansem albo ma dużo wątpliwości. Nikt mi tego nie powiedział wprost, ale da się to zauważyć po zachowaniu narzeczonych oraz po tym, co pokazuje ich mimika twarzy. Ale my mamy zdolność do tego, żeby powiedzieć, jakie to jest dobre i z własnego doświadczenia podzielić się tym, że my tym żyjemy, że nie „sprzedajemy” żadnego „bubla”, a co narzeczeni z tym zrobią, to jest już ich sprawa. Myślę, że potrafią powiedzieć, że my naprawdę cieszymy się z tego, jak to działa na nasze małżeństwo, mają możliwość spróbowania i to od nich zależy, co dalej.
W Twoim życiu wiara była obecna od zawsze?
Tak, pochodzę z rodziny, w której ta wiara zawsze była. Nie zawsze taka żywa, jakby się chciało. Mam natomiast w głowie obraz moich rodziców klęczących i modlących się oraz mnie i mojego starszego brata zagonionych do modlitwy. Później, kiedy moi rodzice przyłączyli się do wspólnoty, Pan Bóg był już bardzo obecny w naszym domu. Ja wcześniej też zawsze poszukiwałam Pana Boga i czułam się dobrze blisko Niego. Jako młoda dziewczyna, bo w wieku 20 lat, wyszłam za mąż i też od razu chcieliśmy z mężem poszukać wspólnoty. Wybraliśmy Wspólnotę Domowego Kościoła i staramy się tę wiarę pielęgnować w naszym domu. Czasami jest gorzej, czasami lepiej, ale ta wiara zawsze jest.
Zdarzyło się, że ktoś mówił, że bardzo wcześnie wyszłaś za mąż i że nic z tego nie będzie?
Właśnie o dziwo nie. Narzeczoną byłam już w liceum. Dziwnie czułam się, chodząc z pierścionkiem na palcu i nawet spodziewałam się nieprzychylnych komentarzy, jednak nigdy się z nimi nie spotkałam. Moi rodzice i teściowie wiedzieli, że wiem, że to jest moje powołanie i chcę żyć z Krzysztofem, z moim mężem po Bożemu, więc chcieliśmy jak najszybciej wziąć ślub i udało się.
Jak wygląda dzisiaj wiara w Waszym małżeństwie? Modlicie się razem?
Czasami musimy o to walczyć, żeby znaleźć czas na wspólną modlitwę. Teraz trochę się zmieniło, ponieważ pojawiło się maleństwo, więc próbujemy tę naszą rutynę odbudować od nowa i w tym momencie jest trudniej, ale zawsze staramy się, żeby ta modlitwa była. Mamy też taki system, że staramy się chodzić razem do spowiedzi i żeby przypominać sobie, że minął już jakiś czas odkąd byliśmy ostatnio. Staramy się czasem siebie nawzajem „kopnąć”, żeby nie zapominać o Panu Bogu, bo wiadomo, że obowiązki potrafią wziąć górę. A przecież to Pan Bóg powinien być na pierwszym miejscu, bo jeśli On jest na pierwszym miejscu, to później wszystko jest na odpowiednim miejscu. Dlatego myślę, że warto o to zawalczyć. Otwiera nas to na siebie nawzajem, ale też na naszą wspólnotę i na przyjaciół.
Dzięki Twojemu Instagramowi można zorientować się, że masz też pasje i że mimo wielu obowiązków znajdujesz czas również na nie.
Tak, to prawda. Staramy się z mężem, żeby każdy z nas miał też taki obszar tylko dla siebie. Łączy nas z Krzysztofem muzyka, ale trochę inna, bo mąż jest muzykiem orkiestrowym, a ja lubię bardziej śpiewać gospelowo. I to jest właśnie ta moja przestrzeń. Teraz jestem mamą, więc to wszystko stoi, ale mam plany na przyszłość. Poza tym nadal co piątek wieczorem wychodzę na próby, podczas których mogę się odstresować. Chociaż muszę przyznać, że tęsknię za mężem i maleństwem. Czasami wręcz się zastanawiam, jak to jest, że to jest taka moja jedyna chwila, ale i tak najchętniej spędziłabym ją z nimi i porobiła coś razem. Mimo wszystko fajnie jest sobie wyjść, porozmawiać z innymi ludźmi, na inne tematy, pośmiać się. To jest bardzo orzeźwiające.
Swoją wiarą dzielisz się też w mediach społecznościowych. Od początku chciałaś prowadzić swój profil właśnie w tym kierunku?
Sama jestem ciekawa, dlaczego to mi się tak odzywa. Absolutnie nie aspiruję do żadnych influcenerskich działań w mediach społecznościowych. Zawsze natomiast lubiłam social media i czasami łapię się na tym, że spędzam trochę za dużo czasu, korzystając z telefonu. Ale tak sobie pomyślałam, że skoro tyle ludzi ma siłę przebicia, to dlaczego też nie ewangelizować. Są przecież różne sposoby ewangelizacji w mediach społecznościowych. Niektórzy biorą to aż za bardzo do siebie i czasami jest to wręcz wulgarne. Ja natomiast bardziej traktuję moje konto na Instagramie jako taki pamiętnik i myślę, że ten, kto mnie zna, to powiedziałby, że Kasia to ta wierząca dziewczyna, dlatego chcę, żeby Instagram to pokazywał. Mam też znajomych, którzy już bardziej mają dar do tego i przyciągają większą liczbę osób na swój profil, a ja po prostu zawsze chciałam robić tak, żeby nie wstydzić się wiary i pokazywać, co się u mnie dzieje i to wielka łaska, że mogę to robić.
Jakie masz plany na przyszłość? Chcesz dalej działać w poradni życia rodzinnego?
Tak, z pewnością razem z mężem chcemy działać w poradni życia rodzinnego w naszej parafii.
Faktycznie jest to trudne spotykać się z narzeczonymi i mówić im o tym, jak się żyje w małżeństwie, tym bardziej – jak się żyje tak intymnie. Jest to natomiast bardzo ubogacające i każde jedno spotkanie to takie rekolekcje dla nas. Chcemy więc to dalej robić, spotykać się z narzeczonymi, z małżonkami, żeby o tym mówić, bo myślę, że jeśli chociaż jednej parze zasiejemy pomysł, żeby spróbować tych metod i otworzyć się na życie w takim szacunku oraz na samego siebie, to już jesteśmy wygrani.