Błogosławienie dzieci


„Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem” (Lb 6, 24-26).

Mamy świadomość, że nie wszystko w życiu zależy od nas. Przekonanie o tym, że Bóg nie przestaje nam błogosławić nich będzie umocnieniem na każdy kolejny dzień. Błogosławieństwo nie zawsze oznacza powodzenie w naszym rozumieniu. My widzimy tylko „do zakrętu”, Bóg widzi dalej. Wiara w to, że Bóg dobrze nam życzy niech będzie źródłem głębokiej nadziei. Pragnijmy Bożego błogosławieństwa i prośmy o nie Boga dla siebie i innych, szczególni dzieci.


 W ewangelii świętego Matusza czytamy fragment, kiedy to do Jezusa przyprowadzono dzieci, a On kładł na nie ręce i modlił się nad nimi (por. Mt 19,14). Ta scena każe nam spojrzeć, często z wyrzutem sumienia, na nasze podejście do najmłodszych i na naszą modlitwę nad nimi.

            Warto na pewno rozpocząć o samej terminologii. Błogosławić z łac. „benedicere” wywodzi się od „bene” – dobrze i „dicere” – mówić. Czyli błogosławić, to dobrze mówić, dobrze życzyć komuś. Patrząc perspektywą chrześcijańską „dobrze życzyć” każdemu to nasz obowiązek, gdyż złorzeczenie jest dla nas kategoria grzechu.   Normalnym pragnieniem rodzica wobec dziecka jest dostarczenie, danie mu wszystkiego co możliwe, aby miało jak najlepiej w życiu. Podejmowana przez rodziców często ciężka praca, ma służyć zapewnieniu szeroko rozumianego dobra dzieciom. I tak często się dzieje. Fundusze zdobyte przez rodziców służą często zakupieniu coraz lepszego sprzętu dla dzieci, wykupieniu kolejnych godzin dodatkowych zajęć z języków obcych, itd… Ale czy naprawdę w ten sposób dajemy dzieciom to co najlepsze?

            Wróćmy do Pisma Świętego, które ma być dla nas zawsze pierwszym odnośnikiem. Analizując pierwsze księgi Starego Testamentu widzimy wyraźnie jak ważne było błogosławieństwo rodzica względem dziecka. Bardzo dobrym przykładem jest „walka” Jakuba i Ezawa o błogosławieństwo od ojca – Izaaka (por. Rdz 27). Gest, słowa błogosławieństwa – to nie był dla nich pusty, bezsensowny gest – lecz znak niezwykłej łaski. Błogosławieństwo ojca niosło w sobie niezwykłą wartość, odwoływało do przychylności Boga.

            W księdze Liczb 6, 22-27 czytamy: „I mówił znowu Pan do Mojżesza tymi słowami:  «Powiedz Aaronowi i jego synom: tak oto macie błogosławić Izraelitom. Powiecie im:  Niech cię Pan błogosławi i strzeże.  Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską.  Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem.  Tak będą wzywać imienia mojego nad Izraelitami, a Ja im będę błogosławił»”.Ostatecznie to Bóg jest źródłem błogosławieństwa, ale spływa ono na ziemię poprzez ludzi, którzy wzywają nad innymi Bożego imienia. Jeśli się nad tym głębiej zastanowimy, odkryjemy niesamowitą rzecz – wypowiadając imię Boga nad ludźmi, sprowadzamy na nich Boże błogosławieństwo. 

            Przełóżmy to wszystko na konkretną, rodzinną sytuację. Wracam myślami do swojego domu rodzinnego i dziękuję za niego Bogu. Dlaczego? Przypominam sobie dobrze wieczory z czasu mojego dzieciństwa, kiedy to po wieczornej kąpieli schodziłem do moich rodziców i oni czynili mi znak krzyża na czole. Prostota, ale jaka piękna. Zastanawiam się w ilu domach tak się robi? Pewnie trudno tu o jakieś statystyki…

            Inna sytuacja wydarzyła się pewnej niedzieli podczas Mszy z udziałem dzieci. Jedną z lekcji liturgicznych było wspomniane czytanie z księgi Liczb – poprosiłem najpierw dzieci, aby uczyniły sobie nawzajem znak krzyża na czole. Następnie poprosiłem, by podeszły do rodziców, czy dziadków, aby oni im pobłogosławili. Ogólne zmieszanie, zdziwienie, „niezręczna sytuacja”…. Dzieci z radością wykonały polecenie, rodzice w większości się przełamali i też dali się poprowadzić. Co zauważyłem? Ogólną radość u tych, którzy błogosławią i u tych, którzy przyjęli błogosławieństwo. Zachęciłem, by robić to każdego dnia. Na ile gest błogosławieństwa „krąży” w tych rodzinach?

            Pewnie jeszcze jednym z bardziej utrwalonych momentów błogosławieństwa dzieci przez rodziców, jest chwila ślubu dziecka. Wydaje mi się, że ten znak zachował się jeszcze w wielu domach. Piękny znak wsparcia rodziców i włączenie w to Boga, gdy dziecko zaczyna nową drogę.

            Kiedy więc błogosławić dzieci? Odpowiedź jest prosta – jak najczęściej. Skoro chcemy dla nich dobra, to dawajmy im to konkretne, Boże wsparcie każdego dnia.

            Co jeszcze warte jest zauważenia w tym temacie? Gest! Z błogosławieństwem często wiąże się jakiś gest, dotyk. W czasach, gdy często w rodzinach brakuje bliskości, brakuje ciepła – błogosławieństwo może być tą niezwykłą przestrzenią dzielenia się czułością i uczenia jej młodszych. Myślę, że ten gest – może być dla wielu relacji często zbawienny, gdyż niejako zmusza do konfrontacji, bliskości chociażby wtedy, gdy istnieją jakieś konflikty i punkty zapalne. Jeśli nauczymy się błogosławić naszych najbliższych, to myślę, że w wielu rodzinach uczynimy zadość słowom z Ef 4, 26-27: „niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!  Ani nie dawajcie miejsca diabłu!”.

            Jeszcze jedna kwestia – dotycząca kapłanów. Zdaje mi się, że my za mało błogosławimy. Przypominam sobie obraz kapłana z „uschłą ręką” – uschła dlatego, że za mało błogosławiła. Często staram się o tym sobie przypominać i błogosławić chociażby kończąc katechezę, spotkanie ze scholą, młodzieżą.

            Niby prosty gest, a niesie tak wiele. Niby tak łatwo go zrobić, a tak mało go w codzienności. Niby mało daje… Niech fragment z Lb 6, 22-26 będzie dla nas nieustannym wyrzutem sumienia i prowadzi nas do tego, abyśmy sami błogosławili i uczyli innych „dobrze życzyć”.

Ks. Grzegorz Formela